Madeleine McColl. Najpiękniejsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek
widziałam. Sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, długie nogi i zgrabna
sylwetka idealnie ze sobą współgrają jasne, brązowe, długie do pasa, proste
włosy z grzywką na bok, ciemnozielone oczy o złym spojrzeniu, idealnie
wykrojone, jasnoróżowe usta i blada cera. Dziewczyna miała niejednego
adoratora, jednak każdemu odmawiała. Dobrze jej było żyć samej na tym świecie,
a przynajmniej tak sobie wmawiała od jakiegoś czasu.
Największym jej problemem jest bycie czarodziejką. Musi poświęcać swoje
życie, żeby pomagać innym ludziom. Pochodzi z innego wszechświata, ale jest
czarodziejką – strażniczką Ziemi. Na co dzień nie wolno jej zdradzać swojego
pochodzenia i nadprzyrodzonych umiejętności. Musi działać anonimowo.
Wspięła się na trzecie piętro jednego z Londyńskich bloków mieszkalnych.
Otworzyła drzwi z numerem 16, pchnęła je, a kiedy ustąpiły weszła do środka. Od
razu skierowała się w stronę kuchni, żeby zanieść zakupy i rozłożyć je na
odpowiednie półki. Samantha powinna zaraz przyjść, ponieważ aktualnie szukała
wolnego miejsca na parkingu. O tej godzinie naprawdę nie było to łatwe,
zważając również na fakt, że jest sobota.
Kiedy skończyła chwyciła tylko szklankę z sokiem pomarańczowym i udała
się do swojego pokoju. Była wyczerpana po całym dniu chodzenia. Sam wyciągnęła
ją na zakupy twierdząc, że najwyższa pora kupić sobie coś nowego. I tak nie zainwestowały
w żadne ubrania, a lodówka z pewnością znów będzie pękać w szwach od nadmiaru
jedzenia. Postawiła szklankę z napojem na biurku i zaczęła gmerać w szafie. Nie
wytrzyma już dłużej, musi się przebrać. Wyjęła pierwsze, lepsze ciuchy i poszła
w kierunku łazienki.
Chłodny prysznic dobrze jej zrobił. Odświeżona opuściła pomieszczenie.
Na kanapie w salonie znalazła przyjaciółkę, która rozwalona przed telewizorem
oglądała jakiś film. Postanowiła jej nie przeszkadzać, tylko zaszyła się w
swoim królestwie. Nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić usiadła na dużym
parapecie i zaczęła oglądać miasto. Wszyscy ludzie się gdzieś spieszyli. Nie
zważali na to, co się dookoła nich dzieje. Magia wśród nich zanikła. Madi miała
pomóc jej wrócić, nie ujawniając siebie samej. Wplotła palce we włosy. Przecież
to jest niemożliwe!
Jej krótkie rozmyślania przerwał donośny huk i krzyk ludzi. Popatrzyła
zdziwiona w miejsce, z którego pochodził hałas. Pokręciła z niedowierzaniem
głową. Znów się zaczyna. Zeszła z parapetu i pobiegła szybko po przyjaciółkę,
która zdążyła usnąć przed telewizorem. Zaczęła ją szarpać za ramię.
- Sam. Sam, obudź się! Nie mamy czasu!
On znów wrócił!
________________________
Prolog krótki, ale już taka ich uroda ;)
Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie czytał moje opowiadanie.
Wiem, że nie zawiera ono żadnego celebryty, nie jest kontynuacją żadnej książki, ani filmu, nie znajdzie się tutaj również niczyj idol. Gdzieś w środku liczę jednak, że komuś się spodoba. ;)
Pozdrawiam,
Hostem.